Co się działo wcześniej
Dziesięć lat przed Pandorą
Widzowie krzyknęli z radości, gdy tylko ostatni ze wszystkich gołębi wyleciał z cylindra Toichiego Kuroby i wraz z pozostałymi zaczął okrążać teatr. Dzięki niezwykle wyostrzonemu słuchowi, Toichi wyłapał wysoki, prawie niemożliwy do usłyszenia gwizd. Odwrócił się w stronę, z której nadszedł dźwięk i uśmiechnął się lekko. Wszystkie gołębie poleciały w stronę kulis oraz gwiżdżącej osoby. Kaito zachichotał, gdy otoczyły go pióra. Chikage uśmiechnęła się łagodnie i pomogła synowi umieścić ptaki w klatkach.
Toichi pozwolił sobie na ciepły uśmiech, po czym jego uwaga skierowała się z powrotem na publiczność. Chikage bardzo rzadko się uśmiechała. Ale wkrótce to wszystko się skończy. Dziś w nocy, po występie… To była ona, musiała być, wszystko tak dobrze do siebie pasowało…
Już wkrótce Toichi wreszcie będzie wolny.
– Panie i panowie! – krzyknął, przerywając wiwaty i oklaski. – Nadszedł moment, na który wszyscy czekali… – Publika oszalała z radości, gdy zdała sobie sprawę, że magik zamierza pokazać im swoją najsłynniejszą sztuczkę. Mała dziewczynka, siedząca w pierwszym rzędzie, zapiszczała.
– Tatusiu*, nareszcie to zobaczysz! – krzyknęła. – To jest niesamowite!
Toichi zobaczył jak machający ręką Kaito zostaje wciągnięty z powrotem za kurtynę przez Chikage. Uśmiechnął się. Złapał spojrzenie Ginza. Byli przyjaciółmi, a także – czego Ginzo Nakamori nie wiedział – rywalami, ale dziś Ginzo po raz pierwszy pojawił się na jego występie.
„To dobrze, że Ginzo spędza trochę czasu z córką” – stwierdził Toichi. Tak rzadko to robił, mimo że jego żona zmarła kilka lat temu.
Kaito uparł się, by dać Aoko darmowe bilety dla niej i jej ojca, a magik uznał to za dobry pomysł. Zwykle obecność kogoś z policji sprawiała, że czuł się niekomfortowo, ale Ginzo był tu jako ojciec, a nie przedstawiciel prawa.
– Kiedy klasnę w ręce – zawołał. – Zniknę w błysku światła. Odbędę podróż w czasie i przestrzeni…
„Dwie minuty czasu i kilka bocznych korytarzy przestrzeni” – na pewno tak skomentuje to mąż Yukiko. Yuusaku Kudo – pisarz o niezwykle bystrym umyśle, kontrastującym ze słodką, ufną i bujającą w obłokach Yuki, którą Toichi kiedyś uczył.
„Pomyśleć, że wyszła za mąż za jedynego człowieka, który naprawdę mocno utrudnia mi kradzieże…”
Cóż, dzisiejszy raz jest razem ostatnim. Przy odrobinie szczęścia już niedługo będzie mógł zniszczyć ten pokój. Co nocy ustawiał zamek czasowy, mając nadzieję, że nigdy nie będzie potrzebny, że Kaito nigdy się nie dowie.
Publiczność zaczęła odliczać. Tupał nogą przy każdej wymienionej liczbie. Odliczanie do wykonania przez niego ostatniej sztuczki…
– Pięć! Cztery! Trzy!
Toichi spojrzał w górę, w stronę galerii**. Przez chwilę zastanawiał się, dlaczego spojrzał w tamtym kierunku. A potem zobaczył go.
– Dwa! Jeden!
Uśmiechał się. W przeciwieństwie do Toichiego.
– Zero!
Światło pochodziło z bomb błyskowych podłożonych na ziemi, kłęby dymy z wytwornic dymu wbudowanych w scenę, ziemia pod nogami Toichiego zniknęła, a on sam poleciał w dół przez klapę w podłodze.
Tak przynajmniej było w połowie.
Publiczność krzyknęła ponownie, jednak tym razem nie były to okrzyki zachwytu.
Dwa i pół roku przed Pandorą
Kaito nie zasnął, mimo że słońce zaczynało już wschodzić – nie żeby mógł je zobaczyć, wewnątrz ukrytego pokoju. Siedział na starym, zakurzonym, drewnianym krześle i wolno obracał w rękach biały cylinder.
„Tato… Ty byłeś…”
Wpatrywał się w obraz, który jednocześnie służył za drzwi prowadzące do tajemnego pokoju. Malunek przedstawiał życzliwie uśmiechającego się Toichiego Kurobę, a nie złośliwy uśmiech Kaitou Kida.
„Byłeś złodziejem…”
Wczoraj wieczorem – a jednocześnie jakby milion lat temu – tak pewnie rozmawiał z Jii, gdy ten wyznawał mu prawdę, że nawet głosem pełnym dumy obwołał się nowym Kaitou Kidem. Całe szczęście, że ojciec nauczył go utrzymywać pokerową twarz. Z łatwością nabrał staruszka.
„Więc ja” – pomyślał i uśmiechnął się ponuro, patrząc na biały garnitur, który ciągle nosił na sobie. „Więc… wszyscy…”
Czy potrafił zaakceptować obie strony obrazu? Jego ojca i międzynarodowego kryminalistę? Według Kaita różnili się od siebie całkowicie, a mimo tego byli jedną i tą samą osobą…
„Nigdy mi tego nie powiedziałeś, tato, ale teraz już to wiem” – dumał. „Znam prawdę. Nienawidzę jej. Nie chcę pamiętać o tym, że jesteś złodziejem… ale… nawet jeśli o tym zapomnę, to to i tak niczego nie zmieni, prawda? Wciąż będziesz złodziejem… a twoja śmierć wciąż nie będzie wypadkiem.”
Co nim bardziej wstrząsnęło? Wiedza o drugiej twarzy Toichiego Kuroby czy prawda o jego śmierci? Przez całe godziny Kaito zastanawiał się, czy to był sen, sztuczka czy iluzja… Za każdym razem dochodził do wniosku, że to jednak musi być prawda, ale nie wiedział co z nią zrobić. Czy miał się kiedyś o tym dowiedzieć? Tak – głos ojca, nagrany na taśmie, zwracał się bezpośrednio do Kaita. Tyle że nagranie było częściowo zniszczone, więc chłopak nie mógł usłyszeć całości. Może nigdy nie miał się tego dowiedzieć, a taśmę zostawiono na wypadek, gdyby wszedł do tego pokoju? Od kogo mógłby poznać prawdę? Nie potrafił zebrać się w sobie na tyle, by pójść do Jiiego i jeszcze raz z nim pomówić. Poza tym staruszek wyraźnie szanował Toichiego Kurobę, więc prawda opowiedziana przez niego byłaby prawdą tylko w połowie. Jeśli magik posiadał jeszcze jakieś mroczne sekrety, Jii nie wspomniałby o nich ani jednym słowem. Kaito nie chciał ani nie potrzebował słuchać kłamstw. Pragnął prawdy. Ale od kogo ją usłyszy? Myślał, że znał swojego ojca, ale był tylko dzieckiem patrzącym na śmierć taty. Jii był dorosłym i najlepszym przyjacielem Toichiego. Kto jeszcze dobrze znał magika?
Kaito gwałtownie spojrzał na sufit, przypominając sobie położenie pokoi. Gdzie ona była… Sypialnia rodziców powinna znajdować się dokładnie nad nim.
„Mamo… Ty powiesz mi prawdę, no nie?”
Wstał, odłożył cylinder i poluzował krawat. Każdy jego ruch był wolny i wymierzony, delikatnie odwlekał chwilę, w której spotka się z matką. Pragnął prawdy, ale jednocześnie się jej obawiał.
„Wtorek… Lepiej przebiorę się w szkolny mundurek” – pomyślał, ostrożnie kierując swoimi myślami tak, by nie zadać sobie pytania ,,co jeśli”. „W końcu nie mam pewności czy mama wie. Jeśli nie, to mogłaby się przestraszyć, gdyby zobaczyła Kaitou Kida wchodzącego do jej pokoju… Choć jeśli wie, to przestraszyłaby się jeszcze bardziej…”
Gdy wreszcie zmienił ciuchy, podszedł do obrazu.
„Jak ja to wtedy zrobiłem?”
Położył rękę w rogu malowidła, ostrożnie przyciskając miejsce, o które się wczoraj oparł. Lekki nacisk uruchomił wewnętrzny mechanizm, ale tym razem Kaito był przygotowany. Chwycił obracające się drzwi i przytrzymał je, by nie wrzuciły go one do pokoju tak jak za pierwszym razem, po czym ostrożnie przez nie przeszedł.
Dopiero teraz zobaczył wschodzące słońce. Jego promienie oświetlały Chikage, która zasnęła skulona na fotelu przy ukrytych drzwiach. Kaito przez dłuższą chwilę wpatrywał się w nią, zapominając, o co chciał ją zapytać.
„Mamo… ty wiesz, prawda?” – pomyślał, siadając na innym fotelu. „I wiesz… co się stało tacie… Boisz się, że to samo może przytrafić się mi? Że ja też…”
Chikage poruszyła się lekko, otworzyła oczy i przetarła je. Dopiero wtedy zauważyła syna. Wzięła głęboki wdech i usiadła prosto.
– Kaito! – krzyknęła, zrywając się z miejsca i przytuliła go do siebie. – Jak dobrze… Aoko szukała tu ciebie, a gdy odeszła, usłyszałam dziwny dźwięk, a potem zobaczyłam, że obraz w twoim pokoju się zmienił i zdałam sobie sprawę, że… znalazłeś… i pomyślałam…
– Pomyślałaś, że ja też zostanę zabity? – dokończył miękko Kaito i również ją przytulił. Kobieta zesztywniała, a zaraz potem zaczęła szlochać.
– Przepraszam Kaito. Przepraszam, że nigdy ci o tym nie powiedziałam. To-Toichi nie chciał, żebyś się dowiedział, a j-ja… nie chciałam, by ciebie też zabili…
– Już dobrze, mamo – powiedział Kaito. – Jii powiedział mi, że tata został zabity, choć nie wie, kto za tym stoi. Bałaś się, że mnie też zamordują, więc o niczym mi nie powiedziałaś. Rozumiem. Ale ja po prostu… muszę wiedzieć – chłopak odsunął matkę od siebie i spojrzał jej prosto w oczy, zakładając na twarz maskę pokerzysty.
– Dlaczego? – powiedział po chwili. – I nie pytam się, dlaczego mi nie powiedziałaś, ale… dlaczego był złodziejem? Dlaczego zaczął kraść? Czy wiedziałaś o tym od początku?
– Tak – potwierdziła. – Wiedziałam odkąd… Mówiąc szczerze to wiedziałam, gdy tylko go zobaczyłam – westchnęła i uśmiechnęła się nerwowo, unosząc kąciki ust jak dziecko, które próbuje stłumić chichot. – Powiedzmy, że byłam w sytuacji, w której trudno byłoby mi go potępić za złodziejstwo. A gdy opowiedział mi o wszystkim, zrozumiałam, że muszę mu pomóc.
– Co ci powiedział? – zapytał ponownie Kaito. Chikage wpatrywała się w widok za oknem, przygryzając wargi. jej uśmiech przygasł, gdy zdecydowała, co powiedzieć.
– Jest pewna organizacja – odpowiedziała ostrożnie. – Nie wiem zbyt dużo o niej. Tak naprawdę to nikt nie wie. Ale osiemnaście lat temu…
Dwa lata przed pandorą
Przemknął się cicho przez wejście dla pracowników, przylgnął do ściany i ostrożnie wychylił głowę zza rogu. Znajdował się na pustym terenie pod kolejką górską. Błyskawicznie cofnął się, gdy zauważył dwóch mężczyzn: zdenerwowanego właściciela Tropical Landu oraz podejrzanego, ubranego na czarno mężczyznę, którego spotkał w kolejce górskiej.
– Proszę! – zawołał właściciel parku rozrywki, otwierając walizkę. – Są wszystkie!
„O rany!” – pomyślał Shinichi, wpatrując się w pliki banknotów. „Tam jest chyba ze sto milionów jenów…”
Po cichu wyciągnął swój jednorazowy aparat, a tym czasem rozmowa skierowała się na temat dotyczący przemytu broni. Większość miejsca była pozajmowana przez zdjęcia z nim i Ran, ale wciąż mógł zrobić piętnaście fotografii…
– Zamknij się! W porównaniu do tego, co robi twoja organizacja, ja niczego nie…
– Milcz, jeśli wiesz, co dla ciebie dobre.
Shinichi odruchowo się cofnął, gdy zobaczył, że mężczyzna w czarnych okularach wyjął pistolet. Chłopak zrobił kilka zdjęć, ciesząc się, że lampa błyskowa była wyłączona i mając nadzieję, że fotografie będą w miarę widoczne. Trawa za nim zaszeleściła.
– Nie będę się już tym dłużej zajmować!
Shinichi zrobił kolejne zdjęcia.
„Cholera… Czy jeżeli wystrzeli, to ja nadal będę tu stać i robić zdjęcia? Nie mogę przecież pozwolić mu zabić tego człowieka…”
– Właśnie, dzieciaku…
Shinichi nagle zdał sobie sprawę, że ktoś za nim stoi. A zaraz potem, w dość bolesny sposób przekonał się, że ten ktoś trzymał w ręku długa rurę.
– Tutaj kończy się twoja zabawa w detektywa!
Świat Shinichiego eksplodował bólem, gdy otrzymał cios w głowę. Padł półprzytomny na trawę. Każde uderzenie jego serca przynosiło nową falę bólu; ciepła krew sączyła mu się z rany.
Mężczyźni rozmawiali. Oszołomiony Shinichi próbował skupić się na ich rozmowie.
– Nowa trucizna wynaleziona przez organizację…
Poczuł jak czyjaś ręka chwyta go za włosy i unosi do pozycji siedzącej. Próbował się opierać, ale ciało nie chciało go słuchać i jedyną rzeczą, jaką osiągnął, była kolejna fala bólu.
– Nie da się jej wykryć…
Coś włożono mu do ust. Nawet gdyby chciał, nie dałby rady tego połknąć, ale po chwili jakaś ciecz rozwiązała ten problem. Czuł się, jakby przełknął płomień.
– Ciągle jest niedokończona… Jeszcze nie użyto jej na człowieku…
Gdy czyjaś ręka puściła go, padł z powrotem na ziemię. Ogień, który wcześniej odczuwał w przełyku i żołądku, ogarnął teraz całe jego ciało. Zmusił się do otwarcia oczu, do spojrzenia na dwie czarne postacie. Na chwilę jego wzrok się wyostrzył i zobaczył go: mężczyznę o srebrnych włosach, mającego oczy zabójcy. Uśmiechał się, a Shinichi cierpiał.
– Żegnaj, detektywie – powiedział, odwrócił się i zniknął. Shinichi wyciągnął rękę w jego stronę, jakby próbował go złapać i wpakować do więzienia, ale nie miał sił, by wstać. Paliło go całe ciało, jego kości topiły się…
„Powinienem posłuchać Ran” – pomyślał, powoli tracąc przytomność. Przypomniał sobie jej głos, wołający, by zawrócił. „Ran…”
A potem ogarnęła go przyjemna ciemność.
Pół roku przed pandorą
„Nic nie napisali o psie w sejfie***, co? Cóż, nie powinienem być zdziwiony…” – pomyślał Kaito, marszcząc brwi i przewracając kolejną stronę gazety. „Staruszek był pewnie mocno zawstydzony. Cóż, no nie powiem, że to nie było żałosne… Prawie jak interpretacja słów ,,otworzyć skrzynkę łomem tylko po to, by przekonać się, że klucz otwierający ją siedział w środku”…”
Jego rozmyślania przerwały dłonie, które wydarły mu z rąk gazetę i położyły ją na ławce.
– Nauczyciel jest tutaj! – syknęła Aoko, wstając. – Zachowuj się! Naprawdę…
– Mi również jest miło cię widzieć, Aoko – szepnął, również wstając, by wykonać tradycyjny ukłon.
– Dzień dobry wszystkim. Mam dla was dobrą nowinę! – powiedziała nauczycielka. – Do naszej klasy dołączył nowy uczeń, choć może powinnam powiedzieć, że powrócił do nas po długiej przerwie…
„O nie…” – pomyślał Kaito, ciesząc się, że noszenie maski pokerzysty stało się jego drugą naturą. „Nie mówcie mi, że to…”
– Witaj z powrotem, Saguru – powiedziała nauczycielka, uśmiechając się do jasnowłosego chłopaka, który właśnie wszedł do środka klasy.
„On.”
– Przedwcześnie ukończyłem kursy w Anglii – powiedział Saguru Hakuba. – I uznałem, że najlepszym wyjściem będzie powrót do Japonii i dokończenie tego roku szkolnego. Teraz, gdy moja przyszłość jest już zabezpieczona, mogę zająć się przestępcami grasującymi w Tokio… A zwłaszcza moim starym nieprzyjacielem…
Jego aroganckie, zielone oczy skierowały się w stronę Kaita, który przypomniał sobie niezbyt przyjemne wydarzenie z jednej z kradzieży.
– Kaitou Kidem.
* W całej historii autorka używała różnych zwrotów japońskich, ponieważ w ten sposób chciała ćwiczyć swój japoński. Na początku chciałam ich również używać, skoro tak jest w oryginale… ale krótko wytrwałam w swoim postanowieniu – już przy drugim rozdziale zrezygnowałam z japońskich słówek 🙂 Tak też korzystając z mej wielkiej wiedzy tłumaczę i japońskie wyrażenia.
** Galeria w budynku teatralnym to najwyższa kondygnacja widowni
*** Mowa o 537-538 odcinku Detektywa Conana albo, jak kto woli, 674-676 rozdziale mangi. Kaito Kid konta najsilniejszy sejf na świecie.