Wyobrażenia
– Trochę minie, zanim uda nam się z tego otrząsnąć – powiedziała Angela do Eri. – Ale… dziękuję. Dziękuję za wszystko.
– Bardzo się cieszę, że zostałaś oczyszczona z zarzutów. – Kobieta spojrzała z wdzięcznością na Kogoro, który zdołał obalić teorię Saguru. – Chyba jednak jest w czymś dobry.
– Ej, kiddo.
Shinichi zdał sobie sprawę, że Rose stoi przed nim i uważnie mu się przygląda. Uśmiechnęła się do niego.
– Chcę podziękować pewnemu wspaniałemu detektywowi, który pomógł mojej przyjaciółce – powiedziała.
Shinichi przełknął ślinę.
– Um, wujek stoi tam. – Zaśmiał się nerwowo, wskazując ręką na Kogoro.
Rose potrząsnęła głową i przykucnęła.
– Wiem – powiedziała. Shinichi cofnął się o krok. Rose puściła mu oczko. – Dziękuję. Pomyślnych wiatrów, wielki detektywie.
Wstała i odeszła, by porozmawiać z Angelą.
„Co do cholery?” – pomyślał Shinichi i zatrząsł się nerwowo.
„- Znowu jakieś sprawy wiedźm.”
„- Wicca, durniu.”
„Wicca… Zachodnia magia*, tak?” – zaśmiał się nerwowo. „Niemożliwe.”
– Więc… Dlaczego tu jesteś, Hakuba? – zapytała Ran. – Myślałam, że mieszkasz w Anglii.
– Teraz mieszkam tu. – Chłopak wzruszył ramionami. – Postanowiłem wrócić do Japonii, by móc się zająć pewną ważną dla mnie sprawą.
– Hę? Sprawą? – powtórzyła ze zdziwieniem Ran.
Shinichi podszedł bliżej i zapytał ze zmrużonymi oczami:
– O jaką sprawę chodzi?
– A o jaką może chodzić? – Hakuba spojrzał na Conana i uśmiechnął się. – Chodzi mi oczywiście o Kaitou Kida.
– Ran! – zawołała Eri. – Chcę, abyś coś dla mnie zrobiła… – Spojrzała na Kogoro, który również się na nią spojrzał. Oboje gwałtownie odwrócili się. – Zanim wrócę do biura.
– Skąd tu się wziąłeś? – zapytał Shinichi Hakubę. – Miałeś coś do zrobienia w Haido?
– Właściwie to tutaj jest mój dom. I szczerze mówiąc to zmierzałem do pewnego miejsca, gdy nagle usłyszałem krzyki.
– Kogo, Kaitou Kida? – zapytał sarkastycznie Shinichi i osłupiał, gdy Hakuba przytaknął.
– Znam jego prawdziwą tożsamość – powiedział cicho. – Wszystkie poszlaki na niego wskazują, lecz nie mam żadnego dowodu. Jestem jednak na dobrym tropie; nie jak w przypadku dzisiejszej sprawy. Zamierzałem znaleźć w jego domu coś, co potwierdzi moją teorię.
– Ach tak… – westchnął Shinichi. – A jak zamierzałeś tam wejść?
– Chodzimy razem do klasy – powiedział Hakuba. – Więc myślę, że wystarczyłoby stare, dobre pytanie o to, co było zadane.
Detektyw klepnął Shinichiego w ramię i odszedł, a chłopiec prychnął.
„Chyba przydałoby mi się trochę snu, bo zaczynam słyszeć dziwne rzeczy” – pomyślał, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo.
Zostali tu na dłużej, niż się spodziewał. Na szczęście Ran skończyła już rozmawiać z matką, więc pewnie za chwilę weźmie go i staruszka do domu.
– Jasne, jasne – powiedziała Ran do mamy i wzięła Shinichiego za rękę. – Wracamy do domu, Conan?
– Taaak… – odpowiedział z przesadnym ziewnięciem.
Była dopiero dwudziesta pierwsza i nie czuł się zmęczony, ale ośmiolatek padałby z nóg. Ran, widząc ziewnięcie, uśmiechnęła się, po czym obejrzała się przez ramię i krzyknęła:
– Tato! Idziemy! – zawołała. – Cześć, mamo!
– Pa pa, pani Kisaki! – zawołał Shinichi.
Eri pomachała do niego i uśmiechnęła się, ale gdy chłopak odwrócił głowę, kątem oka wyłapał jej wnikliwe spojrzenie. Zmusił się, by nie zadrżeć.
„Co się dziś dzieje z tymi kobietami?” – pomyślał. „Mam coś napisane na czole, czy co?”
Jednak gdy znikli z pola widzenia Eri, Shinichi po raz kolejny przemienił się w małego, słodkiego Conanka.
***
– No chyba nie! – powiedziała z niedowierzaniem Sonoko. – Mówisz poważnie? Ci dziwni obcokrajowcy z Karaoke? Rany, to jakieś szaleństwo…
– Nie tak szalone jak to, że moja mama poprosiła tatę o pomoc – odpowiedziała z uśmiechem Ran.
Sonoko roześmiała się.
– Rany, zaczyna mi się wydawać, że to nie tylko twój ojciec przyciąga morderstwa. W końcu gdziekolwiek któreś z was by nie poszło, zawsze ktoś zostanie zabity! Te bycie żniwiarzem jest chyba cechą rodziny Mouri.
– Nawet tak nie żartuj! – jęknęła Ran. – To jest okropne! Nawet nie wiesz, ile rzeczy przypomina mi o śmierci. Nie mogę już grać na automatach ani jeść ciast podczas deszczu!
– Tylko nie zabijcie mojego Kida, gdy pojedziecie do Osaki, dobra? A tak właściwie to po co ty tam jedziesz? Myślałam, że Kid cię nie obchodzi.
– No nie – przyznała Ran. – Ale Conana wręcz przeciwnie. Poza tym ojciec został zaproszony przez Hattoriego oraz inspektora Nakamori. Jadę tam, by mieć pewność, że nie poumierają tam z głodu… I może znajdę okazję, by zobaczyć się z państwem Kudo na konwencie powieści kryminalnych…
– Ach, już rozumiem! – powiedziała Sonoko z uśmiechem. – Chcesz od nich dowiedzieć się, gdzie wałęsa się twój mąż?
– Sonoko! Ile razy mam ci powtarzać, że nie jesteśmy…
– Tak, tak. Łapię – przerwała jej przyjaciółka. – Nie jesteście małżeństwem.
– Właśnie.
– Jeszcze nie.
– Sonoko!
Ran zrobiła kilka kroków do przodu, czując gorąc na policzkach, a Sonoko wybuchnęła śmiechem. Nie wiedziała do końca, czy była zła z powodu wyśmiewania się z niej czy też z tego, że czuła się zawstydzona, ponieważ Sonoko miała rację. Kiedy Yukiko napisała jej, że przylatują do Japonii, jej pierwszą myślą było to, że nawet jeśli nie będzie z nimi Shinichiego, to mogą wiedzieć, gdzie się znajduje. I to właśnie dlatego postanowiła pojechać do Osaki, zanim jeszcze Heiji zadzwonił z wiadomością o Kidzie.
„Nic na to nie poradzę.” – Westchnęła. „Martwię się o niego…”
Zawsze się martwiła o Shinichiego, ale od kilku miesięcy bała się o niego jeszcze bardziej niż zwykle. Od dnia, w którym Sonoko i kilka innych koleżanek zaprosiło ją do Tropical Landu. Ran nie chciała się do tego przyznać nawet przed sobą, ale nie poszła z nimi, by się tam wspólnie bawić. Przez dziwny przypadek dzień, w którym tam się udawały, był tym samym dniem, w którym dwa lata temu zniknął Shinichi.
„I pomyślałaś, że to coś znaczy?” – zgromiła samą siebie. „Myślałaś, że co? Pojawi się na kolejce? Wybiegnie z jakiejś uliczki? I czemu w ogóle zapamiętałaś dokładny dzień, w którym zniknął?!”
– Ran! Zaczekaj! Hej, przepraszam! – zawołała Sonoko, podbiegając z zadyszką do dziewczyny. – Już więcej nie będę z was żartować, przepraszam.
– W porządku. – Ran westchnęła.
– Wcale nie. Martwisz się o niego, prawda?
Ran nie mogla powstrzymać się od lekkiego drgnięcia. Sonoko mogła być lekko głupawa, ale nie była ślepa.
– Przepraszam – powiedziała. – Chcesz o tym pomówić?
– N-nie, to nic. Wszystko jest w jak najlepszym porządku.
– Powinien częściej dzwonić – skomentowała Sonoko. – Mam tak samo z Makoto. Znika na całe tygodnie, nawet nie mówi mi, kiedy bierze udział w turniejach, a gdy wreszcie postanowi do mnie zadzwonić…
Czy to całkowicie naturalnie, czy też celowo, Sonoko płynnie skierowała rozmowę na temat jej nieobecnego chłopaka i za to Ran była jej wdzięczna. Nie była pewna, czy chce rozmawiać o Shinichim, czy też nie. Zastanawiała się, czy osoby nieznające go tak dobrze jak ona mogą myśleć, że ma lekką paranoję. Ale gdy zdała sobie sprawę, że chłopak dwa lata pracował nad jedną sprawą, jej rozmyślania o powrocie Shinichiego zmieniły się z kiedy na czy. Im rzadziej do niej dzwonił i im mniej wnikał w szczegóły, tym gorsze miała przeczucia.
„Dwa lata” – pomyślała. „Jeszcze nigdy nie zajmował się czymś tak długo. Co to za sprawa, że nawet mi o niej nie mówi? Co go powstrzymuje od powrotu? Co jest ważniejsze od wszystkiego, ode…”
Ran zawsze starała się urywać swoje rozmyślania w tym miejscu. Jadnak to nieuchronnie prowadziło ją do zmartwienia, że Shinichi wplątał się w coś niebezpiecznego, co zagraża jego życiu. Jeśli to dlatego zniknął… I to dlatego tak długo o trwa…
„Shinichi, nie jesteś Sherlockiem Holmesem” – pomyślała ze smutkiem. „Proszę, nie wplącz się w coś, co będzie ponad twoje siły.”
– Co? – Z rozmyślań wyrwał ją pojedynczy sygnał z telefonu.
– Lepiej wycisz komórkę – ostrzegła Sonoko przyjaciółkę, ponieważ były już w szkole. – Wiadomość?
– Tak – odpowiedziała Ran, otwierając klapkę od telefonu.
„Jak się masz? Przepraszam, że tak długo się nie odzywałem. Jesteś w szkole, więc może zadzwonię do ciebie później. Pomyślałem, że do ciebie napiszę, bo dawno już tego nie robiłem, a ty pewnie niepotrzebnie zamartwiasz się na śmierć. Głupia.
To dlatego i też trochę mi ciebie brakuje. Na razie.”
„Trochę mi ciebie brakuje?” – pomyślała zaskoczona Ran, gdy przeczytała wiadomość, odwracając się, by Sonoko nie zobaczyła treści wiadomości. „Czy brakuje mu mnie… tak jak mnie brakuje go?”
Gdy nauczycielka weszła do klasy, Ran szybko schowała telefon, wstała i pokłoniła się z pozostałymi. Zobaczyła, że Sonoko się na nią patrzy.
– Później pokarzesz mi tę wiadomość – szepnęła do Ran, a dziewczyna cicho jęknęła.
***
– Conan, dobrze się czujesz? – zapytała z troską Ayumi. – Prawie nic nie mówisz.
– Ach! Nie, wszystko w porządku, naprawdę – odpowiedział Shinichi. – Po prostu… Chyba złapałem katar.
Lekkie choroby od zawsze były dobrą wymówką.
– W takim razie może powinieneś zostać w domu? – mruknął z lekkim gniewem Mitsuhiko.
On oraz Genta byli dzisiaj nie w humorze. Jak zawsze zresztą, gdy Ayumi poświęcała większą uwagę Conanowi – a ponieważ był dziś w złym nastroju, koncentrowała się na nim o wiele bardziej niż zwykle.
Shinichi ze wszystkich sił próbował odgrywać małe dziecko, ale gdy tylko spoglądał na swoją szafkę, znowu pochmurniał. Na nalepce pisało:
,,Conan Edogawa”
„3-B”
Trzecia klasa. Był w trzeciej klasie tej cholernej podstawówki. Powinien być w trzeciej liceum! Powinien się przygotowywać do matury, szukać pracy i iść na studia tak jak wszyscy! A zamiast tego siedział pośród dzieciaków, które ekscytowały się na myśl o pójściu do czwartej klasy.
„Byłem już tu, już uczyłem się tego, mam już dosyć tego miejsca!” – chciał krzyknąć.
Zazwyczaj nie miał problemów z udawaniem dziecka, powtarzaniem klas, powstrzymywaniem się przed tym wszystkim, czego nie powinien mówić albo robić dzieciak z podstawówki, ale… Tak często coś mu przypominało, że nie jest tam, gdzie powinien albo chciałby być.
Chodzenie do drugiej i trzeciej klasy było wystarczająco nieprzyjemne, ale najgorsze z tego wszystkiego były urodziny. Nie zwrócił wielkiej uwagi na swoje siedemnaste – był zbyt zajęty pomaganiem Ran, będącej amatorskim saperem, przeżyć. Wtedy tylko zauważył z ironią, że w tym roku stał się młodszy. Jednak osiemnaste urodziny był prawie że bolesne i mocno przypomniały mu o tym, co zrobiła z nim tamta przeklęta trucizna.
A w tym roku powinien kończyć szkołę i obchodzić dziewiętnaste urodziny, a nie dziewiąte.
W takich chwilach jak ta, złość i frustracja wpędzały go w głęboką
depresję. Trzymał swoje uczucia w ryzach, ale gdy był sam, musiał się na
czymś wyżyć. W dzień osiemnastych urodzin stłukł lustro – nie mógł
patrzeć na swoje odbicie. Na szczęście Ran kupiła jego historykę o
spadnięciu ze stołka – musiał używać tego cholernego stołka, aby sięgać do zlewu – i
była przejęta tylko tym, że się zranił. Po dłuższej chwili patrzenia na
swoje odbicia w kawałkach lustra oraz krwawiącą pięść, poczuł, że
bardziej niż wszystko nie chce już więcej okłamywać Ran – chce
powiedzieć jej całą prawdę i błagać o wybaczenie. Błagać, by go nie
opuściła. Bardziej niż wszystko pragnął, aby została z nim, jakby to
miało jakoś zmienić całą sytuację na lepsze. Może na chwilę by zmieniło.
Ale gdy tak się czuł, zawsze zdarzało się coś, co mu przypominało, dlaczego musi milczeć. Jak na przykład koszmar.
Może to przez sprawę, może przez tę dziwną dziewczynę od wicca, nie wiedział, ale gdy zasnął, przeżył to:
Ponownie był w swoim ciele, ciele Shinichiego Kudo i biegł tamtą alejką. Co on tam robił? Nie wiedział, ale coś zmuszało go do biegu. Znowu był przy tym budynku, ale tym razem nie zobaczył Wódki ani dyrektora. Był za to ciemny kształt, leżący na ziemi w kałuży krwi.
Podbiegł do tego człowieka, wyjmując z kieszeni telefon, by zadzwonić po karetkę. I zamarł, gdy zobaczył tę twarz, te wpatrujące się w pustkę, pozbawione życia oczy, które tak dobrze znał.
Ran. Nie żyła. Przez niego.
Opadł na kolana. Wyciągnął w jej stronę drżące dłonie, chcą nią potrząsnąć, choć dobrze wiedział, że dziewczyna się nie obudzi. Już nigdy. I to przez niego.
Spojrzał w górę, prosto w chłodne oczy Gina.
– Czy rozwiążesz tę sprawę, detektywie? – zapytał cicho.
Jego twarz przybrała szyderczy grymas, gdy wyciągnął pistolet. Wymierzył w Shinichiego i pociągnął za spust.
W chwili wystrzału Shinichi gwałtownie usiał, tłumiąc krzyk. Kogoro tylko zachrapał i dalej spał. Chłopak zaczął uspokajać oddech, w międzyczasie wycierając spocone czoło. Spojrzał na małe, wilgotne dłonie. Potem powoli się położył i zwinął w kłębek. Przez resztę nocy nie mógł zmrużyć oka.
Nawet teraz, godziny później, gdy tylko zamknął oczy, widział Ran. Zimną, nieporuszającą się, martwą. Choćby nie wiadomo jak bardzo chciałby powiedzieć jej prawdę, nie mógł tego zrobić. Ryzyko było zbyt duże. Nie ważne było, ile by na tym zyskał, nie miał zamiaru postawić Ran w niebezpieczeństwie. Nigdy.
Wszedł do klasy, nie czekając na innych. W środku była tylko Haibara, wyciągająca z plecaka piórnik.
– Znowu masz depresję? – zapytała spokojnie, gdy usiadł w swojej ławce – swojej małej ławce dla dziecka – i zwiesił głowę w dół. – Mam nadzieję, że tym razem niczego nie zniszczyłeś.
– Czy to ci nie przeszkadza? – zapytał cicho. – Bycie w tym ciele?
– Niezbyt. Może to dlatego, że ja nie mam już gdzie wrócić. Ty masz.
– Jeszcze trochę i będę mieć tyle lat, ile teraz powinienem, zanim w ogóle znajdziemy antidotum. A wtedy już nie będę miał do czego wrócić.
– Myślisz, że przestanie na ciebie czekać po tych ośmiu latach? – zapytała gorzko Haibara. Nie musiała nawet mówić, kim była ta ona.
– W taki przypadku mam nadzieję, że o mnie zapomni – opowiedział, odblokowując telefon. – Nie chcę, by tyle czekała. Nie dla mnie.
– Cóż, jeśli to cię pocieszy, to powiem ci, że to nie do takiego scenariusza zmierzamy. Już raz stworzyłam antidotum, więc jestem pewna, że drugi raz też to zrobię. I będzie to łatwiejsze niż wcześniej.
Shinichi skinął głową, sprawdzając komórkę. Otrzymał dwie wiadomości od Patricka – wcześniej wymienili się z nim numerami, a mężczyzna obiecał mu wyjaśnić niektóre szkocko-angielskie terminy. Pierwsza wiadomość była długą listą słów, dla których Shinichi był „za mały by zrozumieć”. Druga wydawała się zawierać wyrażenia, dla których prawdopodobnie był wystarczająco duży. Długo przyglądał się temu pierwszemu SMS-owi.
„The fat lady’s still at the pre-show buffet. Pochodna „It’s not over until the fat lady sings”.”
Shinichi nie mógł powstrzymać śmiechu, widząc wyjaśnienie i tłumaczenie. Właśnie, klamka jeszcze nie zapadła. Nie mógł się poddać. I tego nie zrobi. Całą swoją frustrację i rozpacz przemieni we wściekłość. I gdy odzyska z powrotem swoje ciało, to porządnie skopie dupsko temu twat Ginowi.
____________________________________________________
* Wicca to religia pogańska.
„It’s not over until the fat lady sings” – Znaczy tyle samo co ,,sprawa nie jest jeszcze przesądzona” lub „kurtyna jeszcze nie opadła” / „klamka jeszcze nie zapadła”.
Dosłownie jest to… „To nie koniec (przedstawienia), póki gruba damulka śpiewa.”
W
wersji szkockiej będzie to coś jakby… „Gruba pani wciąż nie skończyła
jeść”. A jeszcze dosłowniej to… „Gruba pani wciąż jest przy
bufecie/nie opuściła stołu z jedzeniem (przy czym ta sytuacja ma miejsce
przed jakimś występem, przedstawieniem).
„Twat” – Cipa, pizda, ciul. Tak przynajmniej podają polskie słowniki, a po angielsku jest to ujęte tak: ,,Nazywając kogoś słowem „twat”, obraża się tę osobę i pokazuje, że nie lubi się jej ani nie czuje się do niej żadnego szacunku. Niektórzy tym słowem odnoszą się do żeńskich genitaliów.”
To co, zadowoleni z wyjaśnienia brzydkiego słówka?