Wywiad: Conan Drill

1. Został pan mangaką dopiero po studiach, prawda? Czy to wtedy zadecydował pan o swoim zawodzie?

Uczyłem się rysować mangi już w liceum, ale zamierzałem zostać nauczycielem plastyki. Podobno, gdy byłem w podstawówce, napisałem, że w przyszłości chcę zostać mangaką, jednak w ogóle tego nie pamiętam. W dzieciństwie lubiłem rysować obrazki i fragmenty mang po książkach i zeszytach. Moi rodzice byli bardzo niezadowoleni z ego powodu, więc musiałem się z tym ukrywać.

Po raz pierwszy zaniosłem swoją pracę do wydawnictwa, gdy byłem na czwartym roku studiów. Gdy powiedziałem rodzicom, że chcę zostać mangaką, próbowali odwieść mnie od tego pomysłu. Ciągle powtarzali, że nauczyciele wiodą spokojne i szczęśliwe życie, a mangacy nie mogą być pewni co przyniesie im jutro. Bardzo się martwili o moja przyszłość.

Poważnie zacząłem myśleć o zostaniu mangaką, gdy kolega, który wydawał już wtedy własną mangę, zapytał mnie „Hej, Ayoama, chcesz zanieść swoją pracę do wydawnictwa?” Postanowiłem wysłać jedną z moich prac i otrzymała ona kasaku… Choć to nie było Sunday. Dzięki tej nagrodzie pomyślałem, że może mi się uda zostać dobrym mangaką. To wszystko stało się, gdy byłem na czwartym roku studiów.

2. Czy szukał pan jakiejś stałej pracy?

Uczyłem się na nauczyciela, by móc pracować w liceum w moim mieście, jednak gdy otrzymałem kasaku, straciłem wtedy ochotę na dalszą naukę. Rysowałem tła do Ponkikki i miałem kilka prac na pół etatu, jednak nigdy nie szukałem czegoś na stałe.

3. Jak minęło pany życie studenckie? Pańscy bohaterowie są naprawdę niezwykli. Czy słusznie podejrzewam, że mają oni coś wspólnego z pańskimi przeżyciami?

Tak, jednak czerpię inspiracje również ze swojego dzieciństwa. Na studiach grałem w mahjonga – grałem w niego praktycznie bez przerwy (śmiech). Na początku mieszkałem w Egocie*, potem przeniosłem się do Senkawy. Miałem blisko do uniwersytetu i często spotykałem się z kolegami, by wspólnie pograć w ma mahjonga. Nie mieliśmy pieniędzy, więc często chodziliśmy do swoich mieszkań. Byłem wtedy całkiem niezły. Teraz jest już inaczej – nie mam czasu, by grać, a nawet jeśli gram to chce się po prostu dobrze bawić, więc wybieram high hand**. Jeśli to zrobisz, to przegrasz. A gdy grasz wiedząc, że przegrasz, to przegrasz na pewno – tak jak się z resztą spodziewałeś (śmiech).

* Dzielnice Tokio.

** Nie przetłumaczyłam tego, bo nie znam się na madżongu, a niestety nic mi się znaleźć nie udało. Może chodzi o jakąś wysoką liczbę lub figurę?

4. Powiedział pan, że nie miał pan pieniędzy, ale chyba nie było aż tak źle, prawda?

Nah, nie miałem ani grosza. Nawet nie mogłem dodać mięsa do curry. Jadłem je przez pięć dni. Dzień w dzień curry. Z domu ciągle przysyłano mi ryż, więc przynajmniej zawsze miałem co jeść. A gdy masz ryż, to dasz sobie radę. Co dzień jadłem curry i grałem w mahjonga w mieszkaniu kolegi – myślę, że jestem świetnym przykładem przeciętnego, biednego studenta.

Teraz takie coś, co jest jakby… komentarzem wtrąconym w środku wywiadu? Nie wiem, ale watro to przeczytać:

31 grudnia 2002 rok – noc. To właśnie wtedy odbył się ten wywiad, prawdopodobnie dlatego, że sensei wtedy miał czas wolny. Mogę sobie tylko wyobrażać, jak bardzo mógł być on zmęczony; Spodziewałem się, że będzie w złym humorze. Jednak nie wyglądał na zmęczonego, choć na pewno był. Byłem pod wrażeniem tego, jak się zachowywał i podziwiam go za to, że rozmawiał ze mną jak zwykły człowiek, choć przecież doskonale wiedział, że jest światowej sławy artystą.

5. Prawdę mówiąc, myślałem, że będzie się pan zupełnie inaczej zachowywał. Autorzy kryminałów są często trudni do zrozumienia, a z ich grafikami jest jeszcze gorzej. Jestem zaskoczony, gdyż jest pan weselszy niż się spodziewałem.

Wyobrażał mnie sobie pan jako zdenerwowanego człowieka? Co prawda nie mogę się nie stresować, ale nigdy nie byłem kłębkiem nerwów. To pewnie dlatego daję sobie radę z napiętym grafikiem. Wydaje mi się, ze niektórzy autorzy są właśnie takim kłębkiem, gdy czyta się ich prace – głównie pierwsze szkice. Dla mnie nie ma to większego znaczenia. Nie dręczę również swojego edytora… A przynajmniej chciałbym by tak było (śmiech).

Nie kłócę się z edytorem. A gdy się o coś posprzeczamy to nie o mangę, lecz o coś zupełnie banalnego. On jest fanem Hanshin*, a ja Gigantów; miałem umowę, że gdy Hanshin wygra z Gigantami w meczu i ich pozycja mistrzów zostanie zagrożona to narysuję plakat do filmu. Ale byłem tak zły, że powiedziałem: „Nie narysuje go!!” (śmiech) A ponieważ mój edytor jest wyrozumiały, nie rozmawiał ze mną przez resztę dna (śmiech). Tego nawet nie można nazwać kłótnią.

* Drużyny bejsbolowe.

6. Nie otrzymał pan kasaku od Shonen Sunday, lecz od innego magazynu. Dlaczego nie chciał pan publikować mang tam tylko właśnie w Shonen Sunday’u?

Edytor z magazynu, od którego otrzymałem kasaku, uprzejmie powiedział do mnie „Ja lubię pański styl rysowania, ale niedługo ktoś każe go pany zmienić, więc radziłbym oddawać swoje kolejne prace gdzieś indziej”. Ponieważ lubię Mitsuru Adachiego, postanowiłem przenieść się do Sunday’a. Powiedziano mi tam, że mogłem przyjść do nich wcześniej i wszystko się szybko dalej potoczyło.

Wtedy też pewien starszy mangaka powiedział mi: „Powinieneś często odwiedzać redakcję, by zapamiętali twoje imię”, dlatego też chodziłem tam tak często jak tylko mogłem. Gdy otrzymałem Nagrodę Żółtodzioba (Newcomer Award) za Poczekaj chwilę, miałem już swojego edytora. Jest wielu nowych takich jak ty, więc by się utrzymać, musisz często przynosić z grubsza naszkicowane projekty. Cały czas tak robiłem. Przez jakieś pół roku byłem bardzo natrętny. „Znowu przyniosłem projekt!” – tak było prawie co dzień. Nie żebym miał jakieś inne zajęcie. Poza tym chciałem jak najszybciej dostać* serializację.

CDN.